Kto najwięcej dopłaca do zielonej energii?
Polskie gospodarstwa domowe ponoszą jedne z najniższych kosztów finansowania ekologicznej energii i efektywności energetycznej w Unii Europejskiej. Wbrew powszechnej opinii liderami dopłat do ekoenergii nie są jednak Niemcy czy Duńczycy.
Co ciekawe, najbardziej obciążone dopłatami do „zielonej” energii są gospodarstwa domowe ze słonecznego południa Europy. Najwięcej, bo aż 13 centów, dopłacają Włosi, 10 ct Portugalczycy, a po 8 ct Hiszpanie i Słoweńcy.
Jednym z powodów może być rozpoczęcie tam wsparcia instalacji fotowoltaicznych w momencie gdy ta technologia szybko taniała. Tamtejsze prawodawstwo nie nadążało za spadkiem kosztów technologii, przez co na tamtejszych rynkach miała miejsce bańka inwestycyjna. W ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy w fotowoltaikę inwestowali wszyscy, od firm energetycznych, przez producentów obuwia, po fabryki konserw. Inwestorzy załapali się na zbyt wysokie dotacje w stosunku do kosztów inwestycji, co do dziś odczuwają w swoich portfelach odbiorcy energii.
Szwecja i Polska, z dopłatami poniżej 1 centa. Szwedzi, jak na swoją zamożność, mają mało ambitny cel udziału „zielonej” energii w 2020 roku. Mieli zwiększyć go z niemal 40 proc. w 2005 roku do 49 proc. 2020 roku i już osiem lat temu go przekroczyli (dziś mają blisko 55 proc.). Jednocześnie zazieleniają swoją energetykę bardzo równomiernie we wszystkich trzech sektorach: energii elektrycznej, ciepła i transportu. Znacznie poprawiają efektywność energetyczną (zużycie energii i paliw spadło tam we wszystkich trzech sektorach). Niski koszt dopłat do produkcji „zielonego” prądu jest tam więc pochodną relatywnie niewielkich inwestycji w nowe ekoelektrownie (głównie farmy wiatrowe).
Także Polska relatywnie mało inwestowała do tej pory w energetykę odnawialną. W przeciwieństwie do Szwecji i większości państw Unii europejskiej, nie inwestowaliśmy jednak też większych pieniędzy w poprawę efektywności energetycznej. W efekcie jako jedyne państwo w Europie Środkowo-Wschodniej i jedno z niewielu w całej Unii nie osiągniemy swojego celu udziału „zielonej” energii w 2020 roku.
Przez ostatnie lata na dużo niższym poziomie znajdują się też dopłaty do zbudowanych już ekoelektrowni (głównie farm wiatrowych) w postaci zielonych certyfikatów. W tym i poprzednim roku na poziomie 0 zł utrzymywana była także opłata OZE, która ma służyć finansowaniu budowy nowych ekoelektrowni. Jednym z powodów takie stanu rzeczy jest fakt, że nowe farmy wiatrowe de facto nie potrzebują już żadnego wsparcia i może się okazać, że na koniec 15-letniego okresu „wsparcia” w postaci gwarantowanego poziomu przychodów ze sprzedaży energii, to ich właściciele dopłacą odbiorcom energii, a nie odwrotnie.
Co ciekawe, państwa słynące z najwyższych rachunków za energię elektryczną płaconych przez odbiorców indywidualnych – Niemcy i Dania, do których dołączyła właśnie Belgia – nie znalazły się wcale wysoko w europejskim rankingu dopłat do ekoenergii. Niemieckie gospodarstwa domowe w rachunkach dopłacają za „zielony” prąd 7 centów/kWh, czyli niemal dwukrotnie mniej od Włochów, Belgowie dopłacają 4 ct, a Duńczycy nieznacznie więcej od Polaków – nieco ponad 1 ct.
W Niemczech główny element wsparcia „zielonych” elektrowni − EEG Umlage, czyli opłata OZE – była w 2019 roku najniższa od kilku lat i wyniosła 6,405 ct/kWh. Stanowiła więc 22 proc. całego rachunku, a więc niewiele więcej od średniej europejskiej (18 proc.). Niemcy płacą natomiast wyższe niż w Polsce opłaty dystrybucyjne, czego efektem są m.in. dużo lepsze wskaźniki niezawodności dostaw energii, czy opłaty takie jak koncesyjna (1,66 ct/kWh) oraz podatek elektryczny (2,05 ct/kWh). W rezultacie, nawet pomimo niższego podatku VAT (19 proc. w stosunku do 23 proc. w Polsce), łączne ceny zakupu energii elektrycznej u naszych zachodnich sąsiadów (blisko 29 ct/kWh) i tak pozostają dwukrotnie wyższe niż w Polsce (14 ct/kWh).
źródło: www.wysokienapięcie.pl